Aby zobaczyć Indie naszymi oczami, trzeba wyobrazić sobie wąskie uliczki pełne nieustannie trąbiących samochodów, nie przestrzegających żadnych zasad ruchu kierowców (wszystkie znaki są po angielsku, a tu np. rikszarze nie znają angielskiego, bo szkoły w których się go uczy są płatne, a oni nie mają pieniędzy na wysłanie swoich dzieci do szkoły i tak to się przenosi z pokolenia na pokolenie). Na każdej ulicy swoje krzesełko na otwartym powietrzu ma fryzjer, który również goli brzytwą, a ostatnio idąc do szkoły mijałam go jak czesał 1 panu włosy pod pachami. Na ulicy non stop mija się ludzi śpiących tam, lub, wieczorami, próbującymi ogrzać się przy małych ogniskach. Na naszej ulicy jest rodzinka mieszkająca w zbitym z desek i otoczonym folią domku. Wieczorami na małym kocyku, zasypia tam 2-3 malutkich dzieci, czekając aż będą mogły wejść do środka i zasnąć razem z rodzicami i resztą rodzeństwa. Na dworcu mijamy ludzi, którzy nie mają rąk i nóg, a może - co prawdopodobne - zostali tak zniekształceni przez swoich rodziców, aby dostawać za żebranie więcej pieniędzy. Tak naprawdę się dzieje, dzieci są wiązane lub wsadzane do słoików, czy pudełek od urodzenia. W międzyczasie na ulicach jeżdżą najnowsze samochody, ludzie wydają masę pieniędzy na najnowsze sari, motor i skuter.
Tutejszy targ przypomina nasze madro, otaczające dworce targi, jak ten w Lublinie. Jest tylko jeszcze mniej miejsca, ale każdy krzyczy i próbuje Ci wcisnąć własny towar, za najnowszą, najniższą i najlepszą cenę. Każdy chodzi po sobie, po 1 godzinie nie wiesz gdzie jesteś, wracasz w to samo miejsce po raz trzeci, boli Cię głowa od krzyku i nieustannego mówienia - Nie, nie dziękuję!!! Co 2 stragan oferuje materiały na sari, nie możesz się zdecydować, bo jest ich tak wiele, tyle kolorów, zestawień, kombinacji. W końcu wybierasz, a potem na kolejnym widzisz ładniejszy (choć ja wybrałam najładniejszy :)))
Uciekam spać....
piątek, 12 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz